Kolejna ważna dyskusja wynikająca pośrednio z problematyki, której dotyczy spór o ACTA, może niedługo rozgrzać głowy użytkowników Internetu i przede wszystkim twórców nauki oraz kultury w Polsce. Mam tu myśli idee, która propagowana jest przez środowiska blisko związane z Ministerstwem Cyfryzacji m.in. Centrum Cyfrowe i może oznaczać prawdziwą rewolucję dla funkcjonowania całego sektora kultury i nauki w Polsce. Pomysłem tym są otwarte zasoby publiczne.
Czym są otwarte zasoby publiczne?
Twórcom idei otwartych zasobów przyświeca chęć poszerzenia dostępu do danych, informacji, wiedzy i zasobów kultury finansowanych lub współfinansowanych z budżetu państwa, dzięki udostępnieniu ich za darmo w Internecie. Otwartość ta miałaby zapewniać maksymalizację korzyści płynących z ich wykorzystania. Pomysłodawcy tej inicjatywy uznali, że dzięki temu zmniejszy się poziom nierówności społecznych wynikający z różnych możliwości finansowych i zaplecza kulturowego obywateli. Łatwo zauważyć, że dziś to dostęp do wiedzy jest kluczem do podniesienia poziomu edukacyjnego, rozwoju ekonomicznego czy kulturalnego, a także do szeroko rozumianej innowacyjności. Otwarte zasoby miałyby więc zaowocować kreowaniem przez odbiorców różnego rodzaju wartości dodanej poprzez korzystanie z powszechnego dostępu do wiedzy czego efektem będzie rozwój nauki oraz usług świadczonych w oparciu o te zasoby. Warto jednak zapytać jakie skutki może przynieść to z pozoru bardzo szlachetne przedsięwzięcie? Otwarte zasoby mogą być traktowane jakie ogromna szansa rozwojowa, ale trzeba również rozważyć jakie mogą nieść ze sobą niebezpieczeństwa i skutki?
Kontrowersje.
Kluczowym jest pytanie co rozumiemy przez owe „zasoby publiczne”, które miałyby być otwierane? Pojawiają się opinie zakładające, że należy traktować je bardzo szeroko zaliczając do nich nie tylko wszelkie decyzje i informacje o działalności urzędów, Biuletyn Informacji Publicznej (tzw. Open Goverment), ale również zasoby wiedzy, obejmujące dane, raporty, opracowania, statystyki, wyniki badań naukowych, produkcje filmowe i telewizyjne, książki, podręczniki, etc. finansowane z środków publicznych. Nie budzi większych wątpliwości ta część założeń, która będzie nakazywała urzędom większą otwartość, ujawnianie informacji o ich pracy i przystosowywanie informacji publicznej do epoki cyfrowej. Open Goverment oferuje skuteczne narzędzia współpracy rządzących z obywatelami i wymusza większą transparentność działania rządzących, jaka nie istniała nigdy w przeszłości. Nie należy jednak mylić idei Open Goverment z przestępczą działalnością takich podmiotów jak Wikileaks. Pewne sfery działalności państwa dotyczące bezpieczeństwa czy zagrożenia terroryzmem muszą pozostać tajne w imię dobra wspólnego. Natomiast poważne wątpliwości budzą konsekwencje stosowania szerokiej definicji otwartych zasobów publicznych. Należy podkreślić niedostrzeganie przez zwolenników idei otwartych zasobów zagrożeń, które mogą być konsekwencją stosowania ich definicji w szeroki i radykalnie lewicowy sposób czyli pełnego udostępniania zasobów bez wpływu twórców na ten proces. Jakie konsekwencje idea otwartych zasobów może nieść ze sobą?
Działalność badawcza szkół wyższych. Jeśli uczelnie będą zobowiązane do publikowania w sieci swoich patentów i rozwiązań technicznych nad którymi badania były finansowane z środków publicznych, będzie to rodziło negatywne skutki dla kondycji uczelni. Rozwiązanie takie może powodować kradzież polskiej myśli technicznej przez państwa lub podmioty trzecie. Wprowadzenie do pomysłu technicznego nawet niewielkich zmian, może być podstawą do ewentualnego dowodzenia przed sądem oryginalności skopiowanego pomysłu. Co więcej nierychliwość polskich sądów, może spowodować, że na skopiowanym opracowaniu, sfinansowanym z środków publicznych, bez jakiegokolwiek wpływu czy korzyści dla twórcy, ktoś rozwinie świetnie działający interes, zanim sąd wyda swoje orzeczenie. Oczywiście ex post można ubiegać się o odszkodowanie, pytanie jednak jak często naukowcy będą mieli siłę i determinację, aby dowodzić swoich praw przed sądem, procesując się np. latami z Chińczykami? Rozwiązanie to może szkodzić państwowym uczelniom, które nie będą miały okazji generować dochodów na swoją dalszą działalność ze sprzedaży patentów oraz wytworów pracy intelektualnej. W tej sposób ograniczamy możliwości finansowania uczelni z środków pochodzących z innych źródeł niż finansowane publiczne lub opłaty studentów.
Działalność niekomercyjnych czasopism kulturalnych . Idea otwartych zasobów publicznych rodzi pytania co do interpretacji działalności podmiotów, które wytwarzają dobra intelektualne częściowo finansowane z środków publicznych. Pytamy o sytuację, w której np. wydawanie czasopisma jest w 30% finansowane z środków publicznych. Czy pismo będzie zobowiązane do opublikowania całej treści bezpłatnie na stronach www, co negatywnie mogłoby wpłynąć na wyniki sprzedaży? Czy rozwiązanie to paradoksalnie nie doprowadzi do upadku czasopism niekomercyjnych, które z trudem wiążą budżet z różnych źródeł i nie zmusi ich do przejścia na działalność komercyjną? Bliźniacza sytuacja może dotyczyć autorów i wydawców podręczników akademickich i dziesiątków innych podmiotów.
Działalność producentów filmowych. Czy produkcje filmowe współfinansowane przez Państwowy Instytut Sztuki Filmowej będą musiały być udostępniane za darmo w Internecie? Jeśli tak to w jakim czasie po premierze? Jeśli ten obowiązek będzie istniał natychmiast to czy zwolennicy idei otwartych zasobów zdają sobie sprawę ze skutków finansowych takiego rozwiązania dla branży filmowej w Polsce? Niestety prawie wszystkie produkcje filmowe naszym kraju są współfinansowane przez państwo. Jeśli zabronimy współfinansowania (zasada albo państwo albo bilety) filmów powstawać będzie jeszcze mniej niż dotyczas.
Otwarte zasoby publiczne mogą podważyć cały system finansowania kultury i nauki w Polsce. Jeśli zakładamy, że państwo ma wspierać z pieniędzy podatników taką działalność, to powinno czynić to najbardziej racjonalnie czyli umożliwiać działanie, współfinansować ambitne przedsięwzięcia i mobilizować do pozyskiwania innych środków przez instytucje kulturalne. Wprowadzenie zasady otwartych zasobów publicznych sprawi, że z jednej strony wiele instytucji kulturalnych, nie mogąc sprzedawać swoich wytworów i dzieł, stanie się skazana na finansowanie przez państwo w 100%. Z drugiej strony oczywistym jest, że państwo nie będzie w stanie udźwignąć takiego ciężaru finansowanego. W efekcie będzie powstawać mniej niekomercyjnych dzieł kulturalnych. Duża część instytucji kultury upadnie, albo przejdzie na działalność komercyjną. Czy to dobry efekt? Sądzę, że nie. Kultura wyższa tworzy nowe idee, zapładnia umysły, popycha do zmiany rzeczywistości. Bez nie j społeczeństwo nie rozwija się, bo nie ma odpowiednich bodźców do tworzenia elit, które temu społeczeństwu byłby w stanie przewodzić. Niestety mecenat państwowy jako forma współfinansowania kultury wyższej jest tutaj na dziś potrzebny.
Mój niepokój wzbudza też ideowe uzasadnienie realizacji całego projektu. W dyskusjach bardzo często podkreślana jest potrzeba traktowania zasobów wiedzy i kultury współtworzonej lub współfinansowanej przez państwo jako dobro wspólne. Doświadczenia epoki sprzed 1989 roku boleśnie udowodniły, że instytucje działające na podstawie tzw. dobra wspólnego bez określenia praw własności, kończyły się nieefektywnością gospodarowania i wykorzystywania zasobów. Obawiam się, że wprowadzenie przez tę ustawę de facto nowego typu prawa – prawa do wiedzy, opartego na domniemaniu bezwarunkowości i bezpłatności informacji, zasobów oraz innych danych i treści publicznych lub finansowanych ze środków publicznych, zaowocuje skutkami odmiennymi od zamierzonych, a także tworzeniem gorszej jakości (i w mniejszym zakresie) niekomercyjnych dóbr kultury i nauki. Pytanie więc czy zastosowana w tym przypadku idea dobra wspólnego nie przyniesie w efekcie po prostu słabszych uniwersytetów i politechnik, słabszych instytucji kultury? Czy nie zadziała tutaj prosty mechanizm braku dodatkowych, rynkowych bodźców ekonomicznych, które dają motywację do pracy bądź możliwość utrzymania działalności? Do tego przecież nie wszystko co jest wytwarzane za publiczne pieniądze powinno być bezpłatnie dostępne. Czy jeśli za państwowe pieniądze wybudujemy stadion to oznacza, że widzowie mają tam wchodzić za darmo? Przecież to nieporozumienie. Nie można traktować sektora wytwarzającego dobra intelektualne jako wyjętego spod zasad, w których funkcjonują inne dziedziny gospodarki.
Twórcy i odbiorcy.
Zarówno przeciwnicy ACTA jak i zwolennicy otwartych zasobów publicznych (to często Ci sami ludzie) zapominają, że rozwój gospodarczy jest możliwy tylko wtedy jeśli system zapewnia korzyści zarówno użytkownikom/klientom jak również twórcą/producentom. Nie da się permanentnie pomijać interesu tych drugich, zabierać im możność decydowania o tym co wytworzą. Po prostu sprawimy, że sektor wytwarzający dobre intelektualne stanie się sektorem woluntarystycznym i nieprofesjonalnym. Będzie się kurczył. Niezwykle irytuje mnie zjawisko badania przez instytucje zajmujące się tą tematyką tylko jednej grupy interesantów czyli użytkowników kultury. Patrz niedawny raport Centrum Cyfrowego „Obiegi Kultury”, który dotyczy tylko interesów użytkowników. Profesjonalni twórcy jakby nie istnieli. Obawiam się, że takie badania służą tylko i wyłącznie potwierdzeniu wcześniej już ustalonej tezy. Tymczasem rzetelne, całościowe badania są niezwykle potrzebne, aby rzeczywiście zbadać efekty wprowadzenia tak głębokich zmian dla wszystkich zainteresowanych stron. Co więcej badania nad korzyściami dla użytkowników czy to z otwartych zasobów publicznych czy zniesienia praw własności w Internecie w ogóle pomijają ważny fakt, o którym świetnie napisał prof. Cellary w swoim tekście „Młodzi w internetowej pułapce” dla Gazety Wyborczej. Eliminując prawa własności intelektualnej w świecie cyfrowym, walcząc o otwarte zasoby publiczne użytkownicy pośrednio strzelają sobie w stopę. Setki tysięcy młodych ludzi, wykształconych na studiach humanistycznych jest w stanie wytwarzać w zasadzie jedynie zasoby intelektualne. To jednocześnie grupa, która dziś ma największe problemy na rynku pracy i która paradoksalnie zażarcie walczy z prawami własności (całe zjawisko protestów w sprawie ACTA). Chcąc zniesienia praw własności i otwartych zasobów Ci ludzie sami skazują się na niemożność zarabiania, pracę w zawodach o niskim prestiżu lub bezrobocie. Komisja Europejska ma rację pisząc, że prawa własności intelektualnej to ropa naftowa Europy. A my jesteśmy już jej częścią w każdym wymiarze.
O autorze:
Przeczytaj również
Piotr Beniuszys
Bariery dla liberalizmu
Lektura obowiązkowa dla wszystkich zwolenników i zwolenniczek liberalnego ustroju!
Wojciech Sadurski
Konstytucyjny kryzys Polski
Książka stanowi zaktualizowane i przygotowane dla polskiego czytelnika wydanie „Poland's Constitutional Breakdown”.