Jacek Żakowski w swoim felietonie z 5 grudnia 2011 roku pt.: Liberté!) do szefa Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy w Parlamencie Europejskim (ALDE) Guya Verhofstadta. Niestety wydaje, że Pan redaktor, podobnie jak rzesze dziennikarzy, ekspertów, polityków czy finansistów z całego świata zachodniego zaczęli wierzyć, że żyją w świecie wirtualnym. To właśnie ten wirtualny świat, który Paweł Potoroczyn podczas niedawnego Kongresu Kultury w Łodzi nazwał kryzysem kultury jest przyczyną kryzysu ekonomicznego, przed którym drży dziś cały nasz świat.
Niezwykły rozwój gospodarczy i dobrobyt jaki udało się zbudować w świecie demokracji zachodnich oparty był na kilku wartościach kulturowych i etycznych, które porządkowały myślenie pokoleń obywateli Zachodu. Max Weber słusznie nazwał te wartości etyką protestancką, do której należą kult ciężkiej pracy, pochwała bogacenia się i przedsiębiorczości, oszczędność, racjonalność, krytyka życia ponad stan. Do tego dochodzi model kapitalizmu opisany przez Adama Smitha czyli gospodarki wolnorynkowej, opartej jasnym i niepodważalnym prawie własności, wolności prowadzenia działalności gospodarczej, zwalczaniu monopoli, racjonalności gospodarowania oraz zdrowej konkurencji, która eliminuje z rynku podmiotu źle działające. Obie te filozofie łączy cecha zasadnicza, jeszcze do niedawna oczywista dla każdej osoby, która prowadzi gospodarstwo domowe, firmę czy ministerstwo finansów. Niedopuszczalne jest życie na kredyt. Kredyt został wymyślony po to, aby jednostki i przedsiębiorstwa mogły inwestować duże środki w celu przeprowadzanie inwestycji, które przyniosą im większe dodatkowe dochody w przyszłości. Nie wiem kiedy od tego założenia zachód tak drastycznie odszedł i zaczął traktować, na wszelkich szczeblach drabiny społecznej, życie na kredyt jak sposób na łatwe przejście przez życie, jako sposób na konsumpcję. To już nie ciężka praca ale kredyt, darmowe pieniądze od banku lub państwa stały się nowym bogiem zastępując protestancki kult ciężkiej pracy. To jest prawdziwa przyczyna kryzysu. Choroby, która dotknęła wszystkich, od zwykłych obywateli biorących kredyty bez szans na spłatę, poprzez finansistów udzielających tych kredytów w nieodpowiedzialny sposób, inwestujących środki w nieracjonalne inwestycje, po polityków którzy zapomnieli, że budżet państwa musi być zbilansowany. Cudów nie ma, jeśli zarabiasz miesięcznie 3 tysiące złotych i co miesiąc konsekwentnie przez lata wydajesz 4 tysiące złotych, to w końcu znajdziesz się na ulicy. Chyba, że masz dobrego wujka. Rolę dobrego wujka w kryzysie wzięło na siebie państwo, ratując źle zarządzane instytucje finansowe oraz nieracjonalnych obywateli i firmy korzystające z usług tych fatalnych instytucji. Państwo, które finansuje usługi dla obywateli, na które po prostu go nie stać. Co więcej konstruuje je często w niemądry sposób, trwoniąc nasze pieniądze finansując 40 letnich emerytów ze służb mundurowych albo fundując kuriozalne becikowe. W świecie w którym rządziłby liberalizm gospodarczy – nie byłoby tego problemu. Państwa wydawałyby na obywateli tyle ile zarabiają, a źle działające instytucje zbankrutowałyby oczyszczając rynek. Jeśli ktoś dziś działa na rzecz niekompetentnych elit finansowych to etatyści, którzy na niespotykaną w historii skalę postanowili finansować z środków wszystkich obywateli błędne decyzje finansistów i ich klientów. Czy osobiście uważam, że należało pozwolić na bankructwo wielu instytucji finansowych? Nie wiem, konsekwencje byłby ogromne. Państwa pozwoliły na zbyt wielki rozrost instytucji finansowych, nie zadziałały niestety mechanizmy przeciwdziałające nadmiernej koncentracji i oligopolom. Wiem natomiast, że obecny model pompowania w te instytucje ogromnych środków jest drogą donikąd. Tutaj zgadzam się profesorem Hausnerem, który podczas Europejskiego Forum Nowych Idei powiedział, że największym wyzwaniem kryzysu jest przełamanie właśnie paradoksu „too big, to fall” (zbyt duży, by zbankrutować). Sytuacja ta wypacza zasady wolnorynkowe, premiuje organizacje źle zarządzane, demoralizuje zarządy wielkich korporacji finansowych na koszt podatników. Bez wyjścia z tej pułapki długofalowo nie przywrócimy racjonalności rynkom finansowym.
Pytanie jednak kto dziś uratuje dobrego wujka czyli państwa? Odpowiedź brzmi: musimy zrobić to sami. Możemy jeszcze miesiące, może lata oszukiwać się, że państwa dostaną mniej lub więcej oprocentowane obligacje, że pożyczą nam pieniądze Chińczycy albo Marsjanie. Ale w końcu my wszyscy obywatele świata zachodu za to zapłacimy. Za potworne długi, które cały czas powiększamy. Im szybciej to zrozumiemy, im szybciej państwa brutalnie zaczną bilansować swoje budżety, tym mniej ucierpimy. A ucierpimy. Winę ponoszą wszyscy – wielkie korporacje finansowe, politycy ale też obywatele dla których społeczeństwo konsumpcyjne czyli konsumowanie na kredyt stało się podstawą życia. Oczekujemy, że liberałowie, którzy reprezentują nasze głosy w Parlamencie Europejskim będą działać w tym właśnie kierunku. Nie jesteśmy libertarianami tylko liberałami, nie marzymy o likwidacji państwa. Państwo jest w wielu aspektach niezbędnych organizatorem życia społecznego. Jednak dziś przez błędy pokoleń polityków ale też całych społeczeństw niezbędne jest przeprowadzenie reform o których pisaliśmy w liście czyli: „Mniej transferów społecznych, mniej regulacji, mniej interwencji rządowych, większa elastyczność rynku pracy, bardziej przyjazne przedsiębiorcom prawo – innymi słowy, głębokie reformy strukturalne we wszystkich państwach członkowskich UE, by sprostać długoterminowemu brakowi równowagi finansów przy jednoczesnej poprawie konkurencyjności gospodarek każdego kraju.” Musimy przestać żyć w świecie wirtualnym. I na koniec. Nigdzie nie napisaliśmy, że chcemy bronić przywilejów silniejszych kosztem słabszych. To błędna interpretacja. Paradoksalnie to liberałowie najbardziej mogliby zaszkodzić źle zarządzanym i świetnie się trzymającym na koszt wszystkich instytucjom finansowym – bo chcieliby wolnego rynku.