„Rządy ekspertów są fikcją” – oświadczył w czwartek Donald Tusk i kierując się tym credo przedstawił nowy skład swojego rządu. Nie jestem zwolennikiem obsesji mówiącej, że ministrem zawsze musi być starannie wykształcony w danym kierunku ekspert. Świat zna polityków, którzy nie będąc ekspertami, świetnie kierowali resortami i rządami. Nie mogę jednak pozbyć się wrażania, że Donald Tusk po prostu dopasowywał w pośpiechu resorty do ludzi, a nie ludzi do resortów. Trudno dziś z pewnością stwierdzić, że duża część ministrów ma wizje prowadzenia swoich resortów oraz wizję zmian, które trzeba w nich przeprowadzić. Trudno mi powiedzieć, że za decyzjami personalnymi Tuska stała wizja zmian jakie powinny wprowadzać poszczególne ministerstwa. I nie wiem też dlaczego czułem się bezpieczniej, kiedy o przyszłości Polski decydowali eksperci np. Jerzy Hausner albo Leszek Balcerowicz…
Dwa najdrastyczniejsze przykłady tegoż zjawiska to dwóch młodych ministrów, którzy otrzymali absolutnie najtrudniejsze resorty czyli Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej oraz Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Mam tu na myśli Sławomira Nowaka i Władysława Kosiniaka – Kamysza.
Nowak jest inteligentnym, przebojowym, świetnym medialnie politykiem, nie ma jednak doświadczenia ani w zarządzaniu ogromnymi, biurokratycznymi organizacjami, nie ma też nic wspólnego z sektorem infrastruktury. Mam obawy czy zamiana Grabarczyka na Nowaka nie jest jedynie próbą zmiany narracji o działaniach tego ministerstwa. Grabarczyk wbrew medialnym opiniom był jednym z najlepszych ministrów poprzedniego rządu, wprowadził realistyczne procedury przetargowe, rozpoczął nieporównywalną z żadnym wcześniejszym ministrem ilość inwestycji, zainicjował projekty cywilizacyjnie istotne (szybka kolej pod centrum Łodzi). Problemem Grabarczyka był absolutny brak umiejętności komunikowania się z opinią publiczną i mediami oraz rzecz jasna ogrom wyzwań i dziesięciolecia zaniedbańi w resorcie. Czy Nowak zdoła poprawić działanie tego resortu? Wydaje się, że jest do tego przygotowany dużo gorzej niż Grabarczyk. Zaryzykuję tezę, że Tusk uznał, że skoro dobrze pracujący Grabarczyk był takim medialnym obciążeniem dla rządu, trzeba na czele resortu postawić mistrza wizerunku. A jak będą wyglądały realne działania jest dla niego mniej istotne. Czyli znów sprawowanie władzy dla sprawowania władzy. Tak czy inaczej trzymam kciuki za ministra Nowaka. Dostał się na paskudną minę. Mam nadzieje, że będzie potrafił mądrze dobrać sobie współpracowników takich jak chociażby Radosław Stępień i konturować projekty Grabarczyka.
O Kosiniaku – Kamyszu pisałem już w zeszłym tygodniu. Nie rozumiem dlaczego Platforma mając jednego z najlepszych ekspertów w tej dziedzinie w swoich szeregach czyli Michała Boniego, oddaje to ministerstwo dla PSL. Ministerstwo, od którego zależą kluczowe reformy jakie należy przeprowadzić w dobie kryzysu oddaje się w ręce zachowawczego ugrupowania, które zrobi wszystko, aby te zmiany torpedować w imię obrony niesprawiedliwych społecznie interesów swoich wyborców. Jestem pewny, że Boni nadałby temu resortowi zupełnie inną dynamikę zmian. Znów więc wydaje się, że Tusk świadomie unika prawdopodobieństwa wprowadzania ważnych reform. Ale: „rządy ekspertów to fikcja”, dlatego lepiej eksperta Boniego wysłać na inny odcinek, a Ministrem Pracy uczynić nieopierzonego lekarza…
Warte odnotowania jest też powstanie nowego Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. To ciekawy ruch i wyraz zrozumienia dla nowej ery działania państwa i społeczeństwa. Mam nadzieje, że za cztery lata będziemy mogli mówić o tym, że idee E – goverment oraz Open governent są już codziennością w polskiej administracji. Mam też nadzieje, że Michałowi Boniemu uda się odnieść pewne sukcesy w walce z wiatrakami czyli ograniczeniu zatrudnienia w administracji publicznej. Trzymamy kciuki. Żeby jednak nie było tak słodko, przypominam swój tekst, który pokazuje, że cyfryzacja może nieść ze sobą również pewne problemy, które niesie ze sobą m.in. idea Open Access, której zwolennikiem jest otoczenie Michała Boniego: Otwarte zasoby publiczne – jak nie wylać dziecka z kąpielą?